środa, 22 września 2010

Townsville -Wypadek rowerowy

Dzisiaj jakoś nie mogłem sie obudzić . No może nie jakoś ale przez dwa wredne komary które zaczęły swoją inwazję na moje czerwone krwinki w środku nocy. Jeden zdążył szybkim szturmem z zaskoczenia zdobyć przyczółek na moim łokciu i ujebać mnie w sam środek łokcia. Drugi nie zdążył. W porę zdążyłem w półśnie zamachać na oślep łapkami i wyhamowałem jego morderczą szarże na me krwinki. Za to wredny zaczął kołować nade mną w powietrzu z wściekłym bzęczeniem dając znak że nie ustąpi dopóki nie zanurzy swej trąby w mojej krwi ...
Próbowałem go podejść na różne sposoby, byle by nie wstawać. Machać trochę wyżej łapkami niestety to nie zdawało egzaminu. Starałem się go podpuścić że już zasnąłem i jak podlatywał próbowałem zmiażdżyć go na swym ciele. Niestety nic sie nie udawało komar atakował i jak coś wyczuł że coś jest nie, to od razu wracał na swoje stanowisko nad moim łóżkiem. Kołując nad głową z irytującym bzęczeniem . Wkurzyłem się i musiałem wstać, zapalić światło i rozsmarować go za pomocy książki z gramatyki angielskiego. Przy okazji zemściłem się na poprzednim bo znalazłem go przy drzwiach, jak próbował uciec z moją krwią. Po nocnej przygodzie pozostały tylko dwie krwawe plamy na ścianie :) Ale i tak przy otwartym całym dniu i wieczorze oknie, tylko dwa komary to nie jest źle, u nas to by były chyba już z 15 :P


Za to rano nie mogłem wstać po ciężkiej walce byłem wykończony . Jak już wyjeżdżałem rowerem z domu to już byłem spóźniony. Wybrałem oczywiście skrót. Zapierniczałem na rowerze tak szybko że myślałem że zaraz mi pot całe okulary zaleje. I nagle kątem oka zobaczyłem robotników na drodze i za nim zdążyłem sie zorientować co się stało nagle mój rower wyhamował i zapadł sie na tak prawie połowę koła w ulicę. Zdziwiony trzymając się na rowerze spojrzałem to na pracowników to przed siebie to na ziemie i naglę zrozumiałem wpierniczyłem się w świeży beton na drodze .... Już przeczuwając opierdol ze strony robotników szybko zszedłem z roweru i zacząłem przepraszać .




Robotnicy za to od razu szybko wzięli mój rower i zaczęli go szorować z betonu mamrocząc coś pod nosem. Zdziwiony tylko im pomogłem i naglę zdałem sobie sprawę że jestem w Australii nie w Polsce sprawdziłem kątem oka czy nie było jakiegoś znaku i rzeczywiście mogłem ich posądzić jak by mi sie coś stało . Ale tak szybko mi umyli i ładnie rower że po prostu śpiesząc się pojechałem do szkoły. Przynajmniej miałem usprawiedliwienie że sie spóźniłem nie to że nie wstałem ale że miałem wypadek rowerowy :)


Mogłem chociaż poudawać że coś mi się stało :/ ale to wszystko wydarzyło sie tak szybko a jeszcze z rana nie przytomny że nie zdążyłem na to wpaść :P


I na lepszą przyszłość



3 komentarze:

  1. Haha, usmiałam się z tym betonem XD Przynajmniej "wypadek" śmieszny i masz co opowiadać :D Ja ostatnio na obornickiej miałam trochę mniej przyjemny... Ale patrząc na to jak wyglądał to i tak miałam szczęście i prawie nic mi się nie stało :)

    A na te australijskie komary to lepiej uważaj. Pewnie szczepienia masz, ale i tak lepiej nie ryzykować...

    OdpowiedzUsuń
  2. : )) Piotr! mógłbyś pisać scenariusze batalistyczne!! Dzięki za ten opis walki z komarami ;)) uśmialam się serdecznie,... ale gdy przeczytałam o Twojej jeździe po betonie - to była bomba :)) Pozdrowienia z deszczowej od jutra Wielkopolski!!! Jak napisalam - Ciesz sie slonkiem!!!!, bo jak wrocisz ,w Polsce bedzie zima 100lecia!! Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. ...udało się!! Huraaaa ; )) KasiA

    OdpowiedzUsuń